poniedziałek, 6 kwietnia 2015

The Wet Brush – czy ta szczotka będzie hitem?

Zwykłe plastikowe szczotki, które szarpią, elektryzują i wyrywają włosy porzuciłam bez żalu już kilka lat temu. Dotychczas czesałam moje włosy niemal wyłącznie przy użyciu szczotki z naturalnym włosiem z Avonu. Ma ona szereg zalet przy stosunkowo niewielkich wadach (jak choćby utrudnione czyszczenie szczotki i stosunkowo szybkie zniszczenie). Wierna byłam tej szczotce bardzo długo („przerobiłam” jej kilka sztuk), teraz jednak przyszedł czas na jej godnego zastępcę:-) Przy współpracy z firmą SED FRYZ miałam okazję wypróbować innowacyjne szczotki The Wet Brush.


„The Wet Brush® - to doskonałe szczotki rozplątujące do użytku w salonie i w domu. Inteligentne włókna INTELLIFLEXTM zapobiegają szarpaniu i wyrywaniu włosów. Szczotka rozplątuje bez wysiłku mokre i suche włosy, a co więcej nadaje się do każdego rodzaju włosów. Ultra miękkie włókna z owalnymi, podwójnie zatapianymi zakończeniami gwarantują maksymalną ochronę wrażliwej skóry oraz zapobiegają nadmiernej utracie włosów. Regularne używanie szczotki The Wet Brush powoduje, że włosy nie rozdwajają się, idealnie się rozczesują i rozplątują.”
Szczotki The Wet Brush® sa laureatem konkursów:
Mom’s Choice Award oraz Total Beauty Awards 2014.

The Wet Brush to najlepiej sprzedające się szczotki w USA.



Moje wrażenia
 
Opis producenta szczotki brzmi nieźle prawda?:-) Zawsze lubiłam czytać etykiety różnych produktów do włosów, choć na ogół niezwykle piękne słowa producentów nie pokrywały się z rzeczywistością. Tym razem jestem pozytywnie zaskoczona:-)


Zacznijmy jednak od początku…

Szczotka The Wet Brush wygląda całkiem jak tradycyjne szczotki do włosów. Choć wygląd może być mylący, szczotka ta ma raczej niewiele wspólnego z typowymi plastikowymi szczotkami szarpiącymi włosy. Osobiście uważam, że jej tradycyjny kształt to duża zaleta. Poza tym szczotka jest po prostu ładna, występuje w różnych wersjach kolorystycznych.

Obudowa szczotki ma bardzo miłą w dotyku powierzchnię (jakby satynową). Sama szczotka jest bardzo lekka (plastikowa obudowa) i poręczna. Włókna są cieniutkie i bardzo elastyczne, łatwo poddają się pod naciskiem palca i od razu powracają do pierwotnego kształtu. Używam tej szczotki nagminnie od miesiąca i nie zauważyłam żadnej zmiany w wyglądzie włókien – nawet przy stosowaniu w duecie z suszarką, ciepłe powietrze nie powoduje wyginania się włókien. Same „igiełki” także zasługują na uwagę i to nie tylko ze względu na tworzywo z jakiego zostały wykonane. Są odpowiednio długie (2 cm), dzięki czemu od razu można rozczesać całe pasmo włosów. Zakończone są (jak sam producent podkreśla) podwójnie zatapianymi „kuleczkami”. Zabieg ten ma podnieść trwałość szczotki i nie dopuścić do sytuacji (bardzo częstej w przypadku zwykłych szczotek), kiedy to zakończenie „igiełki” urywa się i włókno boleśnie kłuje skórę głowy. „Kuleczki” są na tyle delikatne, że z przyjemnością wykonuję masaż skóry głowy z użyciem tej szczotki.
 

A teraz do sedna:-)
 
Szczotka The Wet Brush jest przeznaczona do rozczesywania włosów zarówno na mokro jak i na sucho. Wypróbowałam oba sposoby, ale zostanę przy czesaniu włosów dopiero wtedy, gdy są już całkowicie suche. Moje włosy raczej nie należą do tych „bardzo plączących się”, ale są dość delikatne i dlatego zwykłe szczotki szarpią je niemiłosiernie. Jako posiadaczka włosów prostych nigdy nie czeszę ich na mokro, ponieważ są wtedy bardziej podatne na uszkodzenia. Wolę szczotkować włosy, gdy już wyschną. Oczywiście nigdy nie rozczesuję splątanych od razu od ich nasady, ale stopniowo – najpierw końcówki, potem coraz wyżej.

TWB jest bardzo delikatna dla włosów, nawet rozczesywane na mokro nie są przez nią szarpane. Myślę, że dla kręconowłosych, które zwykle czeszą włosy tylko na mokro będzie to dobra wiadomość. Jednak w moim przypadku równie dobrze (albo nawet lepiej) The Wet Brush sprawdza się na włosach suchych. Szczotka gładko i bez wysiłku sunie po pasmach, pozostawiając je gładkimi i idealnie rozczesanymi. Rozczesywanie włosów tą szczotką trwa tylko chwilę. Szczotka zupełnie nie szarpie włosów, nie wyrywa ich, nie elektryzuje i nie łamie. Mimo częstego jej stosowania (nawet kilka razy dziennie) nie zauważyłam żadnego pogorszenia stanu włosów, nawet na końcach.
 

Warto wspomnieć, ze w Stanach ta szczotka jest największym konkurentem Tangle Teezer i tam też bije ją na głowę. Zasadniczo jakoś mnie ten fakt nie dziwi. Wobec ogromu zachwytów nad TT, długo zastanawiałam się czy faktycznie warto ją nabyć. Odpychał mnie trochę jej „niecodzienny” kształt – wolę tradycyjne, wygodne i poręczne szczotki. Poza tym jak już wspomniałam byłam bardzo zadowolona ze szczotki z Avonu i właściwie nie potrzebowałam szczotki, która lepiej rozplącze moje włosy – szczotka z naturalnym włosiem z Avonu radziła sobie z tym świetnie. Kilka miesięcy temu miałam okazję przetestować TT za sprawą koleżanki. Nie zachwyciła mnie jednak na tyle, bym sama zdecydowała się ją kupić. Dlaczego? Zgodnie z moimi obawami, szczotka okazała się być dla mnie mało poręczna, jakbym miała czesać włosy mydelniczką. To w moim odczuciu jej główna wada. Włosy jednak rozczesywała bez zarzutu, znacznie lepiej niż zwykłe ogólnodostępne szczotki. Niestety podobnie jak spora część internautek, moja koleżanka narzeka na rozdwajanie się końcówek, który to problem miał się pojawiać przy częstym stosowaniu TT. Nie wykluczam jednak takiej możliwości, że być może kiedyś się jednak skuszę i zakupię jeden egzemplarz. W końcu nie bez powodu szczotka ta ma tyle pozytywnych opinii. Jeśli jednak podobnie jak ja wolicie tradycyjny kształt szczotki połączony z innowacyjnością delikatnych dla włosów włókien to myślę, że szczotka The Wet Brush jest na pewno godną uwagi alternatywą dla TT. Ciekawostką jest fakt, że na początku „mody” na TT, wspomniana szczotka kosztowała ok. 60 zł, teraz odkąd dostępna na polskim rynku jest także WB jej cena spadła o połowę i w efekcie obie szczotki mają podobne ceny (TWB kosztuje ok. 25-30 zł).

 

9 komentarzy:

  1. Długo zastanawiałam się nad kupnem tej szczotki ale w końcu zrezygnowałam. Na razie dobrze służy mi drewniana szczotka :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie niestety odpadly cztery kuleczki juz.. po dwoch miesiacach ;p troszeczke szybciej sie zdegradowala niz moja helenka z dzika ;p i roznicy nie widze pomiedzy nia a zwykla rowniez z kuleczkami ;p a jest odrobinke drozsza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z mojej na razie nic nie odpadło, mam nadzieję, że jest jednak trwalsza;-) Ja niestety widzę różnicę i to dużą. Mam w domu i taką zwykłą (bardzo podobną) i moje włosy jej nie znoszą.

      Usuń
  3. Zwykła szczotka pneumatyczna:P Ale cieszę się, że weszła 'moda' na akcesoria do włosów, bo wbrew pozorom są bardzo ważne dla kondycji włosów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie taka zwykła pneumatyczna jednak. Mam dwie takie szczotki "zwykłe pneumatyczne" (jedna chyba z Avonu a druga z Rossmanna) i naprawdę szarpią mi włosy.

      Usuń
  4. Jeśli naprawdę jest taka wspaniała, to kupię ja mężowi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałam kiedyś podobną, ale nie miło ją wspominam:/

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja mam TT, ale z tego co mówisz to jest to godny konkurent :D szczególnie jak komuś się nie podoba dziwny kształt :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja odkąd kupiłam TT nie wyobrażam sobie używać szczotki z rączką. Jak dla mnie jest bardzo wygodna ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy dodany komentarz:-)
Anonimowych użytkowników proszę o podpisywanie się w komentarzu.
Komentarze uznane przeze mnie za obraźliwe lub będące reklamą będą usuwane.