Jak wiecie choć nie używam
prostownicy (z oczywistych względów – mam z natury proste włosy) ani lokówki,
to jednak praktycznie po każdym myciu włosów sięgam po suszarkę. Moje włosy to
niestety typ „długoschnący” (nawet kilka godzin), dlatego nie potrafię się
obejść bez suszarki. Więcej na temat suszenia włosów pisałam tutaj i
choć wpis powstał prawie trzy lata temu to nadal mam na ten temat takie samo
zdanie.
Zwykle suszę włosy ciepłym i
chłodnym nawiewem, z gorącego nie korzystam. Nie mniej jednak praktycznie
zawsze sięgam po produkty termoochronne, które mają za zadanie zminimalizować
niszczące działanie „gorących” urządzeń. Do tego typu produktów zalicza się
spray CHI 44 Iron Guard, który miałam okazję testować przy współpracy ze
sklepem Bosco Design.
Opis
producenta:
Produkt w atomizerze, który
dzięki ceramice CHI 44 i naturalnemu jedwabiowi jest wewnętrzną i zewnętrzną
ochroną dla włosa przed wysoką temperaturą, utrwala działanie produktów
stylizacyjnych, ułatwia używanie szczotek i odżywia włosy. Kosmetyk pozostawia
włosy jedwabiste, błyszczące i z przedłużonym działaniem stylizacji.
**********
Opakowanie:
Całkiem estetyczne, w miarę poręczne, z miękkiego plastiku, patrząc pod światło
można zauważyć zużycie płynu.
Zapach:
Dość ciężki do określenia (coś jak delikatne męskie perfumy?)
Konsystencja:
Wodnista, spray daje lekką mgiełkę.
Wydajność: Użyłam
raptem kilka razy, więc niewiele mogę powiedzieć na ten temat (choć nijak nie
widzę zużycia).
Cena
i dostępność: Spray kosztuje 39 zł/237 ml Dostępny w sklepach fryzjerskich i przez
Internet (np. tutaj).
Moje wrażenia
Kosmetyk przeznaczony jest
do termoochrony podczas stylizacji włosów z pomocą suszarki, prostownicy czy
lokówki. Jak już wspomniałam używam
tylko suszarki, oczywiste jest więc, że spray
stosuję tylko na wilgotne włosy. Niestety ten spray to nie to, czego mi
potrzeba. Po spryskaniu włosy stają się sztywne, co
na szczęście po wysuszeniu mija, ale włosy nie są tak nawilżone jak zwykle i
choć są w miarę miękkie to nie wyglądają tak ładnie. Spray ma alkohol
wysoko w składzie, co także nie działa na jego korzyść.
Mam jednak spore zastrzeżenia
także do samego suszenia, które po zastosowaniu tego spray’u trwa… bardzo długo.
Rozumiem, że pewnie to efekt termoochrony sprawia, że włosy wolno tracą wilgoć
(czyli kosmetyk pod tym względem działa). Nie mniej jednak mi osobiście brakuje
cierpliwości, by włosy suszyć kilka razy dłużej (spray
praktycznie wydłuża mój czas suszenia włosów 3 razy) i jeśli mam
wybierać między suszeniem włosów z pomocą tego spray’u (grubo ponad godzinę) to wolę, by moje włosy wyschły całkowicie naturalnie.
Dla mnie ten spray jest
niestety zupełnie nietrafionym produktem. Ale sądząc
po opiniach na KWC, spray CHI 44
Iron Guard będzie się znacznie lepiej spisywał przy stylizacji włosów z pomocą
prostownicy i co więcej, ma być także remedium na puszące się włosy (przy
sporej wilgotności powietrza). Ja jednak nie jestem w stanie potwierdzić ani
zaprzeczyć jego działania na tym polu – prostownicy pozbyłam się dawno
temu i odkąd lepiej dbam o włosy są wystarczająco gładkie i proste, a i na
wilgoć w powietrzu moje włosy są raczej obojętne.
**********
PS. Nadal szukam swojego
idealnego produktu do termoochrony włosów przy ich suszeniu. Póki co najlepiej
sprawdza się u mnie spray Lisap, ale w mojej szafce stoją już dwaj kolejni kandydaci
pragnący go zastąpić;-)
Nie miałam tego sprayu a do termoochrony używam spray z Mariona :)
OdpowiedzUsuńMarion właśnie jest jednym z tych dwóch produktów, o których pisałam:-) Choć na początek wybrałam serum a nie spray.
UsuńA dla mnie ten CHI jest bardzo fajny bardzo go lubię
OdpowiedzUsuń