Zgodnie z zapowiedzią, dziś mam dla Was
drugą, przypuszczam, że najciekawszą część wpisu na temat maści końskiej. Piszę
tutaj o tym, jak wykonać próbę uczuleniową, jak stosuję maść końską i jakie
taka kuracja przyniosła efekty na mojej głowie:-) Zapraszam do lektury:-)
Część pierwsza: klik.
Część pierwsza: klik.
Próba uczuleniowa
Nie polecam stosowania maści końskiej
osobom o wrażliwej skórze głowy i ze skłonnością do alergii. Nawet jeśli Wasza skóra głowy wrażliwa nie jest to i tak konieczne jest
przeprowadzenie (nawet kilku) prób uczuleniowych.
Próbę uczuleniową wykonuje się
następująco: należy zastosować maść na małym obszarze
skóry w różnych częściach ciała i odczekać 24 h – jeśli w tym czasie nie
pojawią się niepokojące objawy np. silne pieczenie, opuchlizna, wysypka itp.,
można zacząć ją stosować. W przypadku maści końskiej wykonanie próby
uczuleniowej może być nieco kłopotliwe – silne rozgrzanie i zaróżowienie skóry
jest reakcją normalną w tym przypadku i pożądaną (w końcu maść ma rozgrzewać
obolałe stawy i mięśnie).
Ja wykonałam
trzy próby uczuleniowe: na udzie, na przedramieniu i następnie za uchem. We
wszystkich przypadkach nastąpiło zaróżowienie skóry i rozgrzanie, ale nic poza
tym (efekt ustępował po ok. 20 min). W moim przypadku maść końska działa silniej
stosowana np. na nogi niż na skórę głowy, ale ja mam skalp raczej niewrażliwy.
Rzadko która wcierka potrafi pobudzić krążenie na moje skórze głowy, nieczęsto
także obserwuję wysyp baby hair i znacznie zwiększony porost włosów (normalnie
włosy mi rosną 1 cm na miesiąc, z wcierkami 1,5-2 cm, mój rekord to 3 cm).
Jak stosuję maść końską?
Początkowo
próbowałam ją rozcieńczać, ale szybko z tego zrezygnowałam. Zwykle po prostu
rozdzielam włosy na partie i miejsce po miejscu nakładam żel na skórę głowy. W
początkowej fazie stosowania maści końskiej moja skóra głowy szybko się dość
mocno rozgrzewała, dlatego nie wcierałam żelu a jedynie delikatnie nakładałam
go na skórę głowy. Po jakimś tygodniu skóra głowy tak się przyzwyczaiła, że nie
zauważam już praktycznie żadnego zaróżowienia i rozgrzania skóry. Ostatnio
staram się więc skalp delikatnie masować po aplikacji maści końskiej.
Maść końską
stosuję niemal codziennie od 4 tygodni. Jej stosowanie pokrywa się z używaniem
Darsonvala (pisałam o nim tutaj)
- tzn. najpierw wykonuję masaż z pomocą Darsonvala (przez kilkanaście
minut) a potem nakładam na skalp maść końską. Nadal myję włosy co drugi dzień,
maść końska jest produktem bazującym na alkoholu i nie obciąża moich włosów u
nasady, nawet je nieco odświeża.
Efekty
Zacznę od
kwestii podstawowej - maść końska nie spowodowała u
mnie żadnego dyskomfortu na skórze głowy – nie pojawiło się swędzenie, żadne
krosty itp. Co więcej muszę przyznać, że mój skalp ma się ostatnio nadzwyczaj dobrze – jest bardziej
nawilżony, zmniejszyło się przetłuszczanie. Szczerze
mówiąc nie jestem w stanie obiektywnie ocenić czy jest to bardziej zasługa
maści końskiej czy Darsonvala (stosowałam go także w lipcu i już wtedy stan
skóry głowy uległ poprawie, ale teraz jest lepiej nawilżony).
Wreszcie widzę
na moje głowie spore ilości baby hair, a na to zdecydowanie liczyłam najbardziej:-) Nowe włoski są
różnej długości: część ma długość ponad 2 cm (to jeszcze z lipca - Darsonval),
znacznie więcej jest jednak tych, które mają ok. 1 cm. Przez te 4 tygodnie moje włosy urosły ok. 2 cm, więc na tym polu maść końska także
wypadła nieźle, choć nie jest to efekt „wow!”,
ale jak już wspomniałam obecnie najbardziej zależy mi na
zagęszczeniu czupryny, a nie na dodatkowej długości włosów.
Ogólnie jestem
bardzo zadowolona z działania maści końskiej na moim skalpie. Wcieranie
zamierzam jeszcze kontynuować, ale maksymalnie przez 2 tygodnie, potem warto
dać skórze odpocząć. Nie mniej jednak z pewnością jeszcze do niej kiedyś
wrócę:-)
Muszę ją ponownie zakupić :)
OdpowiedzUsuńCoraz częściej o tym sposobie słyszę! :)
OdpowiedzUsuńJa też i jak na razie cierpliwie poczekam na więcej opinii na ten temat. Jak na razie trochę boję się nakładać ją na włosy.
Usuńteż coraz bardziej kusi mnie ponowny zakup! :)
OdpowiedzUsuńale dziwne.......;)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie kusi, ale boję się uczulenia - mam na głowie skórę dużo wrażliwszą, niż gdzie indziej :/
OdpowiedzUsuńNaprawdę? Do tej pory maść końską stosowałam raczej w innych celach, ale chyba spróbuję ją przetestować na głowie :)
OdpowiedzUsuńNadal trochę boję się ją zastosować, ale coraz bardziej mnie kusi. =)
OdpowiedzUsuńSuper, że matoda się sprawdziła i nie wywołała żadnych nieprzyjemności :)
OdpowiedzUsuńPoczątkowo miałam obiekcje, jak każdy, ale uważam, że było warto wypróbować:-)
UsuńDzisiaj zakupilam i bede robic probuje uczuleniowa, choc wciaz mam obiekcje przed jej zastosowaniem ;)
OdpowiedzUsuńJa nikogo nie chcę zachęcać, ale nie będę też demonizować, bo nie ma czego. Wielokrotnie pisałam, że próba uczuleniowa to podstawa:-)
UsuńSzczerze mówiąc...nie wiem czy nałożyłabym tę maść na głowę. Ale cóż, może kiedyś do tej decyzji dorosnę ;)
OdpowiedzUsuńJest wiele innych wcierek skierowanych przez producentów do stosowania na skórę głowy i przebadanych pod tym kątem, dlatego nikogo nie zachęcam akurat do maści końskiej. Ja sama czytałam już dość dawno temu o tym sposobie wykorzystania maści końskiej i sama przez pewien czas przyglądałam się innym, którzy ten specyfik wypróbowali przede mną.
UsuńWow, nietypowe zastosowanie ;) Jednak chyba bałabym się nałożyć to na głowę :D
OdpowiedzUsuńKusisz... :)
OdpowiedzUsuńBuziaki! :*