Dziś na specjalną prośbę
Kasi chciałabym poruszyć kwestię testowania kosmetyków na zwierzętach. Od razu
zaznaczę, że bynajmniej nie jestem w tym temacie ekspertem, dlatego w tym
wpisie postaram się Wam po prostu przybliżyć nieco ten temat (ale spokojnie, te
z Was, które chciałyby rozszerzyć swoją wiedzę znajdą w tym wpisie kilka
sensownych linków).
W Internecie znaleźć można
mnóstwo często sprzecznych informacji na temat (nie)testowania kosmetyków na
zwierzętach. Łatwo się w tym wszystkim pogubić i nawet, gdy robiłam nieco
głębsze rozeznanie na potrzeby tego wpisa, natrafiłam na trochę sprzeczności.
Oficjalnie „11 marca 2013
roku na terenie Unii Europejskiej wszedł w życie całkowity zakaz testowania na
zwierzętach kosmetyków i ich składników. Takich kosmetyków i takich składników nie można w UE sprzedawać ani
importować ich spoza Unii.”[i] Niestety firmy testujące
swoje produkty na zwierzętach mogą na różne sposoby obchodzić ten przepis.
Dodatkowo, jeśli dana firma sprzedaje swoje kosmetyki w Chinach to istnieje
bardzo wysokie prawdopodobieństwo, niemal pewność (dopiero w zeszłym roku
zniesiono nakaz testowania kosmetyków na zwierzętach), że firma ta
testuje swoje kosmetyki na zwierzętach.
Uproszczona lista firm
(z
podziałem na testujące i nietestujące na zwierzętach)
Pełną listę możecie znaleźć tutaj
oraz tutaj. Ja ograniczam się do marek, które najczęściej można spotkać
czy to na zakupach w drogerii czy na blogach.
Firmy nietestujące kosmetyków na zwierzętach
AA Oceanic, Annabelle
Minerals, Barwa, Bell, Biochemia Urody, Carmex, Cztery Pory Roku (Pharma CF), Dabur,
DM (Drogerie Markt) (np. Alverde, Balea), Elf Cosmetics (e.l.f.), Elfa Pharm
(Green Pharmacy), Floslek, Farouk (Biosilk, CHI), Himalaya Herbals, Joanna, Khadi,
L'Biotica, Love Me Green, Lush, Organique, Orientana, Pat&Rub, Pollena Ewa,
Pollena Malwa, Pollena Ostrzeszów (np. Biały Jeleń, Dzidziuś), Rossmann (np. Alterra,
Rival de Loop, Isana, facelle, Synergen, Babydream, Sunozon), Seboradin (Inter
Fragrances), Sleek, Sylveco, Soraya, The Balm, Tołpa, Vipera, Vollare (Verona),
W7, Wibo, Ziaja.
Firmy testujące kosmetyki na zwierzętach
Avon, Blistex, Bourjois, Colgate
- Palmolive (np. Ajax, Colgate, Lady Speed Stick, Palmolive), COTY (np. Adidas, Astor, Manhattan, Miss
Sporty, New York Color (NYC), Rimmel), Eris (Dr Irena Eris, Lirene, Pharmaceris, Under Twenty), GlaxoSmithKline (np. Aquafresh, Paradontax, Sensodyne), Henkel
(np. Brillance, Denivit, Fa, Gliss Kur, Palette, Schauma, Schwarzkopf, Syoss,
Taft, Vademecum), Iwostin, Johnson & Johnson (np. Bebe, Clean&Clear, Le Petit Marseillais,
Listerine, Neutrogena, Nizoral), L'Oreal (Garnier, innéov, Kérastase, L’Oréal
Paris, L’Oréal Professionnel, La Roche Posay, Matrix, Maybelline, NYX, The Body
Shop, Urban Decay, Vichy), Oriflame, Procter&Gamble (np. Aussie, Head & Shoulders, Herbal
Essences, Olay, Oral-B, Pantene, Pantene Pro-V, Wella), Revlon, Unilever (np.
Dove, Rexona, Signal, St. Ives, Sunsilk, Tigi, Timotei, Toni&Guy, Tresemme,
Vaseline), Yves Rocher.
Firmy, co do
których istnieją sprzeczne informacje
Bielenda, Eveline, Farmona, Fitomed, HiPP, Inglot
Mały rachunek sumienia…, czyli jak to u mnie wygląda
Szczerze przyznam, że kilka
lat temu niemal w ogóle nie zwracałam uwagi na „testowanie kosmetyków na
zwierzętach”. Nie żebym uważała, że takie testowanie jest ok, raczej mocno
kulała moja świadomość konsumencka (pod wieloma względami). Od kilku lat dość
gruntowanie zmienił się mój sposób wyboru produktów, które kupuję (teraz przede
wszystkim patrzę na skład). Owszem, produkty posiadające na opakowaniu
oznaczenie „not tested on animals” zyskiwały moją aprobatę i gdy wybierałam
między dwoma produktami, z których jeden (według oznaczenia na opakowaniu) nie
był testowany na zwierzętach, a co do drugiego można było mieć wątpliwości to
zawsze sięgałam po ten pierwszy. Niestety na tym moja znajomość tematu się kończyła.
Porównując sytuację przed
lat dostrzegam jednak u siebie dość wyraźny progres:-) Ilość kupowanych przeze
mnie kosmetyków, które były testowane na zwierzętach uległa zmniejszeniu, ponieważ
od kilku lat preferuję kosmetyki naturalne (często takie, które można znaleźć
„w kuchni”), a także dlatego, że staram się kupować kosmetyki z możliwie dobrym
składem (coraz rzadziej kupuję produkty popularnych marek).
Zmiany te nie były w moim
przypadku ideologiczne (pod kątem „not tested”), wzięły się po prostu z mojej
potrzeby „bycia bliżej natury” („bliżej zdrowia” czy po prostu „bycia bardziej świadomym
konsumentem”). Odnoszę wrażenie, że czasem nawet celowo omijałam kwestie takie
jak: bycie „Eko”, bycie weganką czy wegetarianką oraz bojkotowanie kosmetyków
testowanych na zwierzętach. Dlaczego? Niestety przez długi czas wiedza na te
tematy była dostępna głównie tam, gdzie często spotykało się „fanatyków”,
którzy „rzucali się do gardeł” każdemu, kto nie był „w pełni (np.) Eko”. Tacy
ludzie wyznają zasadę „wszystko albo nic”. Chcesz być „Eko”? – sprzedaj swój
samochód, zmień od razu całe życie swoje i swojej rodziny, kontroluj wszystko
wokół. Nie używasz kosmetyków testowanych na zwierzętach, ale jadasz mięso? –
jesteś hipokrytą. Takie podejście niestety bardzo skutecznie zniechęca ludzi
nawet do tego, by temat lepiej poznać. Na szczęście takich „fanatyków” jest
coraz mniej i są miejsca (choćby blogi, do których linki w tym wpisie
zamieszczam), gdzie można poszerzać swoją wiedzę bez obaw o „obrzucanie
błotem”.
Większość ludzi nie jest
gotowych do bardzo radykalnych zmian w swoim życiu. Jednak ja uważam, że lepiej
robić coś niż nic. Dlatego dajmy sobie wolność decydowania o sobie samych, zgodnie
z naszymi przekonaniami. Rozwijajmy się i zmieniajmy nasze życie na lepsze.
Zmiany lepiej jednak wprowadzać małymi kroczkami, by móc do nich przywyknąć. Pierwszym
kroczkiem ku „życiu w zgodzie z naturą” może być właśnie zainteresowanie się
tematem kosmetyków (nie)testowanych na zwierzętach:-)
Przyznaję, że mam w swoich
zbiorach (i niektóre nadal kupuję) kosmetyki firm, które testują na zwierzętach.
Zamierzam ich ilość ograniczyć, a moim „ulubieńcom” znaleźć godnych następców. Zmiany
zamierzam wprowadzać konsekwentnie, ale nie radykalnie. Leki i żywność nadal są
testowane na zwierzętach. Sama nie mogę się pochwalić bardzo dobrym zdrowiem, a
mam wśród swoich najbliższych osoby, które są zmuszone sięgać po leki do końca
życia. Choćby dlatego nie zamierzam bojkotować firm, które produkują leki
ratujące czyjeś zdrowie lub nawet życie.
Poza tym trzeba pamiętać o
tym, że „Prawo niestety wymaga
przetestowania na zwierzętach nowych i nieznanych substancji stosowanych czy w
żywności, czy w kosmetykach i lekach. I nie, nie tylko tych strasznych
syntetycznych dodatków, także składników pochodzenia naturalnego.”[ii]
Nie warto więc popadać w
radykalizm, bo: „Warto pamiętać, że
praktycznie nie istnieją substancje, które nigdy w historii nie zostały zbadane
na zwierzętach. Większość związków chemicznych została w przeszłości
przetestowana na zwierzętach, aby ocenić, czy ich stosowanie jest bezpieczne
dla zdrowia ludzi. Dzięki temu nie ma potrzeby powtarzania wielu badań, gdyż są
one opisane w literaturze. Wiele lat temu w Europie na zwierzętach
przetestowano nawet… wodę destylowaną. Trudno więc wyobrazić sobie kosmetyk,
nie zawierający w składzie żadnej substancji, która nigdy nie była
przetestowana na zwierzętach.”[iii]
Co nie zmienia faktu, że do
tej pory zostało przebadanych tyle substancji, że spokojnie można na ich bazie
stworzyć miliony kosmetyków bez konieczności dalszego krzywdzenia zwierząt.
Na koniec mogę Wam jeszcze polecić
trzy bardzo ciekawe wpisy osób o wiele lepiej zorientowanych w temacie ode
mnie:
Jejku, dziekuje Ci bardzo za ten wpis ;) swoja droga masz racje, ze natrafienie na "wegeswira" "ekoswira" itd skutecznie zniecheca do zglebiania tematu :c sama jestem wege 6 lat ale od fanatykow uciekam jak najdalej ;) a Twoje przepisy na domowe kosmetyki, czy notki o olejach i ziolach sa duuuzo lepsze niz niejedno mazidlo z drogerii :)
OdpowiedzUsuńProszę bardzo:-) i dziękuję za bardzo miłe słowa:-)
UsuńBardzo się cieszę, że trafiłam u Ciebie na ten wpis. Sama zauważyłam u siebie progres jeśli chodzi o zwracanie uwagi na tę kwestię właśnie :) Wiem jednak, że powinnam tę wiedzę zdecydowanie poszerzyć.
OdpowiedzUsuńNie jestem radykalną Eko Weganką, ale jest parę rzeczy, na które, jeśli mogę mieć wpływ, to korzystam - np. otwarte klatki, wszelkiego rodzaju petycje dot. traktowania zwierząt.
Mięso jednak jem...;]
Ja mam podobnie, jak mam sposobność, by pomóc to staram się to robić. Poza tym mieszkam poza miastem i mam rodzinę, która prowadzi tradycyjne gospodarstwo, więc jest mi pod tym względem trochę łatwiej:-)
UsuńFirmę Loreal można wykreślić ze "złej" listy. Koncern zapewnia, że już nie testują na zwierzętach.
OdpowiedzUsuńAle zapewnienia producenta sa zwykle malo wiarygodne :/ a niektore "podfirmy" ze sie tak nie po polsku wyraze :) nadal te testy wykonuja, co caly koncern z miejsca dyskwalifikuje w moich oczach :/
UsuńLoreal podaje na stronie oświadczają, że JUŻ na zwierzętach nie testują i nie zlecają tego innym firmom.
UsuńOdsyłam do artykułu „Testy na zwierzętach - o co w tym w ogóle chodzi”, do którego podałam link. Jest tam akapit: "L'oreal - studium przypadku".
UsuńRozsądne podejście :) Niestety, ale akcje eko fanatyków, którzy oblewają farbą futra (co z tego, skoro pani nazajutrz kupi nowe wdzianko) bardziej odstraszają niż przekonują. Skłaniam się bardziej ku rzeczowej i wyczerpującej informacji w formie filmu dokumentalnego czy artykułu, w których poruszane są kwestie traktowania zwierząt w przemyśle kosmetycznym, farmaceutycznym czy odzieżowym. Gdyby każdy z nas dołożyłby swoją małą cegiełkę (choćby z tym kupowaniem kosmetyków nietestowanych na zwierzętach), zmieniłby się pogląd całego społeczeństwa, a nie pojedynczych jednostek. Sama od lat wybieram produkty ze stosownymi oznaczeniami, zarówno ze względu na dobro czworonogów, jak i własne, bo zdecydowanie wolę naturalne kosmetyki.
OdpowiedzUsuńToteż ja staram się wspierać niektóre akcje także wykorzystując w tym celu bloga, bo a nuż ktoś o tym przeczyta i dokona w swoim życiu pozytywnych zmian:-)
Usuń