Uwielbiam
wszelkiego rodzaju piwne kosmetyki do włosów – szczególnie szampony. Być może
po części dlatego, że niejednokrotnie nasłuchałam się o tym, jak w dawnych
czasach ludzie myjąc włosy szamponami piwnymi mieli ponoć bardzo bujne
czupryny:-) Słyszałam, że ponoć firma Pollena była producentem takiego
szamponu. Ciekawa jestem, jaki dokładnie skład miał ten szampon i nawet dość
długo poszukiwałam wszelakich informacji na ten temat, ale nic nie znalazłam.
Ale w sumie co się dziwić – w końcu używano go jakieś 20 – 30 lat temu. Nie
wiem, czy piwo działa jakoś na zmniejszenie wypadania włosów i ich porost, ale
w sumie powinno – ze względu na witaminy z grupy B i chmiel.
Wiem za to z
autopsji, że szampony z piwem w składzie dodają objętości, puszystości i
miękkości włosom – i właśnie za to tak bardzo je lubię:-)
Co zawiera piwo i jak
działa na włosy?
Składnikami
piwa, które posiadają właściwości pielęgnujące są chmiel i zboża. Wyciąg z
chmielu
jest bogaty w olejki eteryczne, garbniki i flawonoidy. Działa
wzmacniająco na włosy zmniejszając
ich przetłuszczanie. Przyspiesza podziały
zachodzące w cebulkach włosowych oraz łagodzi podrażnienia skóry głowy -
dlatego stosuje się go do produkcji szamponów i odżywek do włosów. Piwo
poprawia również połysk włosów i ułatwia ich układanie. Najczęściej zaleca się
przepłukanie włosów piwem w trakcie mycia - już po dokładnym spłukaniu
szamponu. Czynność ta, powtarzana regularnie, dodatkowo zapobiega
przetłuszczaniu się włosów.
Do
tej pory wypróbowałam szampon piwno-miodowy Logony i tataro-chmielowy Barwy
(ten co prawda nie ma w składzie piwa, a jedynie chmiel, ale działanie ma
podobne, dlatego zaliczam go do piwnych szamponów).
Kiedyś
sprawdzałam składy kilku szamponów piwnych i zauważyłam, że właściwie poza
samym piwem
i detergentami, w takich szamponach nie ma innych wartościowych
substancji. I wtedy mnie olśniło:-) Pomyślałam, że do
zwykłego szamponu można dodać wygazowanego piwa i tym samym
wypróbować supertani domowy piwny szampon. Niewiele się więc zastanawiając
wzięłam kieliszek piwa i odstawiłam na jakiś czas, aby alkohol wyparował, a
następnie dodałam do szamponu w proporcji 1:2, czyli jedna część piwa na dwie
części szamponu. Zrobiłam dość małą porcję, żeby zdążyć go zużyć zanim zacznie
się psuć.
Efekty: Szampon bardzo dobrze się pienił. Włosy
są dobrze oczyszczone, miękkie i puszyste.
Efekt jest podobny do działania
sklepowych piwnych szamponów, co bardzo mi odpowiada.
Po
udanym eksperymencie z szamponem, postanowiłam iść za ciosem i wypróbować piwo w wersji płukankowej. Co prawda
piwo może nieco rozjaśnić włosy, ale myślę, że używane od czasu do czasu nie
powinno zrobić krzywdy, co najwyżej może dodać włosom nieco cieplejszych
refleksów.
Ja oczywiście nie mogłam nie wypróbować piwnej płukanki:-) Wzięłam
pół szklanki wygazowanego piwa i wymieszałam ze szklanką letniej wody. Użyłam
do ostatniego płukania włosów.
Efekty: Włosy są miękkie, puszyste i pełne
objętości. Spodziewałam się lekkiego usztywnienia włosów, ale nic takiego (jak
dla mnie na szczęście) nie miało miejsca. Być może jest to dodatkowa zasługa
odżywki z Garniera z awokado, którą nałożyłam przed użyciem płukanki.
Efekty
obu tych eksperymentów mnie zadowalają, choć opcja użycia szamponu piwnego jest
na pewno wygodniejsza – a działanie jest w sumie podobne, dlatego na pewno
częściej będę używać szamponu piwnego. Jeśli chodzi o sam zapach piwa, to bez względu na to czy użyjemy go jako płukankę
czy dodamy do szamponu, bardzo szybko się ulatnia i nie czuć go później na włosach.
czy dodamy do szamponu, bardzo szybko się ulatnia i nie czuć go później na włosach.
Pozostaje jeszcze
kwestia samego piwa, jakie wybrać?
Na
pewno najlepsze jest piwo niepasteryzowane i niefiltrowane. Takie piwo
zachowuje wszystkie swoje wartości i jest prawdziwą bombą witaminową. Ciężko
jednak takie piwo kupić, gdy nie mieszka się blisko jakiegoś małego browaru,
który takie piwo sprzedaje (np. Spiż we Wrocławiu). Tym bardziej,
że takie piwo
ma krótki okres przydatności – do 3 tygodni, dlatego też nie opłaca się go
rozlewać
do butelek i puszek i sprzedawać w zwykłych sklepach. Ja musiałam się
niestety zadowolić zwykłym sklepowym piwem. Wybrałam Kasztelana
niepasteryzowanego. Nie liczę jednak na to, że jest to piwo bardzo wartościowe.
Piwo z napisem „niepasteryzowane” na etykiecie, to niestety tylko chwyt
marketingowy wielkich browarów. Takie piwo mimo iż rzeczywiście nie jest
pasteryzowane (zanurzane
w wodzie o temperaturze 70 stopni Celsjusza w celu
zabicia bakterii, które powodują, że piwo szybko się psuje), ale jest za to
poddawane filtracji. Tak czy siak efekt jest praktycznie ten sam – razem
z
mikroorganizmami, piwo traci także większość wartości odżywczych. Koniec końców
chyba
nie ma więc większego znaczenia, które z tych sklepowych piw wybierzemy.
Nie
mniej jednak warto wykorzystywać piwo w kosmetyce. Ja bardziej preferuję szampon
piwny
niż płukankę, ale warto wypróbować obu opcji. A jeśli nie chcemy stosować
domowych mieszanek piwnych to warto przynajmniej sięgnąć po piwne szampony –
praktycznie po żadnych innych szamponach moje włosy nie były tak lekkie i
puszyste, dlatego też ja zawsze muszę mieć pod ręką jakiś szampon piwny;-)
robiłam sobie raz taką płukankę z piwa i ładnie mi po nim kłaki lśniły :D
OdpowiedzUsuńCiekawy post :) Kiedyś już słyszałam o płukankach piwnych, ale nie wypróbowałam jak na razie z powodu strachu przed piwnym zapachem...skoro piszesz, że takowy zapach się nie utrzymuje na włosach to pewnie wypróbuję.
OdpowiedzUsuńCiekawa propozycja :)
OdpowiedzUsuńJa użyłam wygazowanego po myciu, nierozcieńczonym spłukałam włosy i nałożyłam odżywkę d/s. Na to czepek i ręcznik. Po godzinie spłukałam. Blask i miękkość robiły wrażenie ;)
OdpowiedzUsuńCiekawa propozycja zmieszania szamponu z piwem, już nie mogę się doczekać jutra by to wypróbować ;]
OdpowiedzUsuńCo do płukanki niestety moim włosom nie odpowiada ;/